Kryzysu nie było ....!!!!!

z Kraju i ze Świata.
Pisanie tylko dla zarejestrowanych użytkowników!

Moderatorzy: extreme, saba79

Kryzysu nie było ....!!!!!

Postprzez kiszka » Cz sty 28 2010, 14:59

http://interia360.pl/artykul/kryzys-kto ... bylo,29923
Polecam poczytać do końca ... :roll: :roll:

Kryzys, którego tak naprawdę nigdy nie było

Autor: Daniel Sen (zredagowany przez: tino71, kambuzela)

Słowa kluczowe: Kryzys światowy, gospodarka, ekonomia, krach, bessa, Hossa, Madoff, Giełda, akcje, ameryka

2010-01-25 10:56:43
Gdyby antyamerykańscy terroryści naprawdę istnieli i chcieli zrobić Ameryce krzywdę, to to zdjęcie byłoby od wielu lat archiwalne...

Gdyby antyamerykańscy terroryści naprawdę
istnieli i chcieli zrobić Ameryce krzywdę,
to to zdjęcie byłoby od wielu lat
archiwalne... / fot. Simona Dumitru/sxc.hu
Mogę śmiało stwierdzić, że za kilka lat okaże się, że cały ten kryzys był takim samym kłamstwem, jak niedawna "epidemia świńskiej grypy". Napisałem o moich wątpliwościach w jej istnienie, więc Unia Europejska wszczęła postępowanie wyjaśniające. Za ile lat świat zajmie się mrzonką o kryzysie...?

Trzy miesiące temu napisałem na łamach tego portalu artykuł o tym, że ta cała "świńska grypa" to jeden wielki "wał" koncernów farmaceutycznych. Minęło zaledwie kilka tygodni i... Unia Europejska wszczyna śledztwo w sprawie tej całej "grypy", "epidemii", toczą się postępowanie dotyczące nacisków dokonywanych przez koncerny farmaceutyczne na rządy państw, itp. Nie pomyliłem się w żadnym ze stawianych wówczas przeze mnie zarzutów wobec nieprawdziwości tej całej "epidemii". Teraz kilka moich wniosków o światowym kryzysie - ich potwierdzenie znajdzie się zapewne za kilka lat...

Upadek mitu USA

Gdy 1,5 roku temu przyjechałem po raz pierwszy do USA i zobaczyłem upadek mitu o WIELKIEJ Ameryce, dałem się nabrać, że to wszystko jest dziełem światowego kryzysu. Teraz już patrzę na to inaczej. Gdyby zebrać z całego świata dane makro i mikroekonomiczne, zgromadzić je wszystkie począwszy tak gdzieś od 2000 roku, wprowadzić te dane do standardowego arkusza kalkulacyjnego, który na prostych wykresach pokaże nam, co i jak się zmieniało, bez żadnej zbędnej wyższej matematyki czy algorytmów... Nie trzeba być analitykiem, czy "ekspertem" z Centrum im. Adama Smitha, profesorem Szkoły Głównej Handlowej czy chociażby prymusem z Akademii Leona Koźmińskiego, by stwierdzić, że kryzys po prostu nie miał prawa się wydarzyć i że został on sztucznie stworzony tak, jak stworzono niedawno "epidemię" grypy AH1N1.

Wystarczy tylko spojrzeć, kto zyskał na kryzysie, by zacząć mieć pierwsze podejrzenia odnośnie jego prawdziwości. Kto na koniec zeszłego roku wypłacił sobie wielomiliardowe nagrody za 2009 rok, nawet jak jego firma (najczęściej bank) jest w stanie upadłości? Tak, BANKIERZY!

To oni, przyzwyczajeni do corocznych nagród w wysokości nawet 250 milionów dolarów (tak, ćwierć miliarda dolarów za prezesowanie + oczywiście wielomilionowa comiesięczna pensja), gdy zaczęły się różnego typu straty to na giełdzie, to na nietrafionych inwestycjach, to w ramach fuzji banków i likwidacji ich stanowisk lub redukcji pensji, zaczęli kombinować, skąd dalej brać forsę "za nic". Podobnie za nic brali pieniądze wszyscy maklerzy na giełdzie, doradcy finansowi, i wielkie rzesze im podobnych "finansjerów". Kilka kliknięć myszką, kilka milionów zarobionych wirtualnych dolarów, kilkaset tysięcy prowizji prawdziwych już pieniędzy. I nagle giełda już nie pędzi do przodu, jak lokomotywa, a stoi, a czasami wręcz wrzuca wsteczny bieg. Pieniążki zaczęło zarabiać się coraz trudniej, coraz wolniej, albo nawet czasami się je traciło. "Białe kołnierzyki" przyzwyczajone do luksusów tanio żyć nie zamierzały - wymyśliły sobie kryzys. Kryzys znaczy chaos, chaos znaczy panika, a z ludzkiej paniki zawsze można zrobić coś pożytecznego. Hitler rozbudził taką nagonkę na to, że Żydzi żerują na niemieckiej gospodarce, a sąsiednie państwa wkrótce pewnie wypowiedzą wojnę III Rzeszy, że udało mu się zrobić to, co zrobił i miliony Niemców wierzyło mu do końca jego "misji"...

Sposób na nudę bogacza

Na świecie żyją ludzie tak bogaci, tak znudzeni tym, że miliony, miliardy dolarów płyną do nich niekończącym się strumieniem, że postanowili zrobić coś, by "coś się działo". By patrzeć, jaką mają władzę i wpływ na cały świat. To, że siedzą sobie na najwyższym piętrze nowojorskiego biurowca zrobiło się dla nich po prostu nudne. Patrzenie jak na kontach przyrasta im kapitał także, bo przy ilościach pieniędzy, jakimi dysponują, posiadane przez nich miliardy nie mają już znaczenia, nie podniecają, jak ten pierwszy zarobiony przed wieloma laty milion. Dla nich pieniądze są tylko nudną statystyką. Jednak patrzenie, jak przez kilka ich ruchów cały świat się trzęsie, padają przedsiębiorstwa, gospodarki, rządy - to daje tym starym piernikom ostatnią w życiu podnietę i powód do tego, by mieć po co rano się budzić. Nawet nie muszą na tym zarabiać - wystarczy, że wiedzą, że to oni rządzą światem. Zechcą, by za miesiąc dolar by warty 2 złote - zrobią to. Zechcą miesiąc później podnieść cenę dolara na 4 zł - też im się uda. I śmieją się z reakcji naszych ministrów, ekspertów, analityków, ekonomistów, którzy próbują zgadywać, co się stało, i co jeszcze się stanie. To dla nich taki ekonomiczny kabaret. A jak ów kabaret przekłada się na zwykłego Kowalskiego czy Smitha?

My, szaraczki ekonomicznego świata, usłyszymy tylko takie ciekawostki, że dzięki kryzysowi ktoś tam kupił w Detroit 160 domów na raz. Czyli całą dzielnicę za cenę jednego domu. To nie on zbił ceny tych nieruchomości do 5-10% ich wartości, ale to on na tym zyskał. Na kryzysie zarobił każdy, kto miał na nim zyskać, z Premierem RP, który mógł się pochwalić najwyższym wzrostem PKB w całej Unii i z Prezydentem Obamą na szarym końcu beneficjentów "kryzysu", który to Prezydent za rok może liczyć na Nobla, tym razem z dziedziny ekonomii za to, że jako pierwszy ogłosił koniec kryzysu. Kryzysu, którego tak naprawdę nigdy nie było... Im prędzej przestanie się mówić o jego istnieniu, tym mniej będzie dowodów, że w ogóle go nie było... A Madoffa "posadzimy" do więzienia na 150lat, by ludzie widzieli, że ktoś za ten cały kryzys został ukarany.

Jak wygląda kryzys po amerykańsku? Oczywiście, że psychologicznym efektem domina "położyła się" cała amerykańska gospodarka. Gdy nierobom z Wall Street zachciało się pieniędzy, prezesikom miliardów $ premii i dywidend, to zrobili wszystko, nawet specjalnie zarżnęli swoje firmy, by dostać od rządu miliardy dolarów dotacji, które w lwiej części poszły nie na ratowanie ich przedsiębiorstw, a na wypłaty dla prezesów, v-ce prezesów, i całej tej zasranej reszty. Prezesi zamiast trafić do więzień za doprowadzenie do ruiny prowadzonych przez siebie spółek przyznali sobie premie, za które szybciutko kupili kolejne domy na Florydzie, Hawajach, Bermudach, gdzie będą do końca życia popijać drinki ze szklaneczek z parasolkami.

Jak wygląda kryzys dla statystycznej amerykańskiej rodziny?

Prócz WIELKIEGO psychologicznego napięcia wygląda... NIJAK! Oczywiście 2 miliony rodzin żyje teraz bez domów, bez pracy, ale pozostałe 100 milionów rodzin jakoś "daje radę". Oni po prostu nie potrafią gospodarować pieniędzmi, które zarabiają. Amerykanie są w tym względzie po prostu nie do pobicia! Polak zarabia 1000zł, wydaje 1500 i jeszcze coś mu pozostaje. Amerykanin zarabia 2000$, wydaje 2000$ i jeszcze mu zostaje... kilkaset dolarów debetu na karcie kredytowej. Każdy, ile by nie zarabiał, to i tak zawsze będzie żył od piątku do piątku (odpowiednik naszego od pierwszego do pierwszego).

Konsumpcja w tym kraju sięgnęła takiego poziomu, że dla nich kryzysem jest to, że nie mogą samochodu wymieniać co rok (oczywiście tylu samochodów, ilu jest członków rodziny), a co 2-3 lata. Że na wakacje nie mogą polecieć na miesiąc do Europy, a jedynie na tydzień na Dominikanę. Że do posprzątania swojego domu nie mogą już zawołać sprzątaczki, ale muszą zagonić jakiegoś swojego otyłego dzieciaka. Że liście sprzed domu muszą grabić sami, a nie wzywać do każdego opadniętego listka ekipę sprzątającą. Że na obiad do restauracji nie mogą iść codziennie, a tylko raz, dwa razy w tygodniu. Kryzys? Spróbujcie znaleźć miejsce w dowolnej restauracji w jakikolwiek wieczór, o weekendowych nawet nie wspominając.

Spróbujcie znaleźć miejsce parkingowe przed kinem, w którym wyświetlają jakiś nowy film. Film Camerona - "Avatar" zarobił w dwa tygodnie w samych tylko Stanach ponad miliard dolarów, a ma zarobić w sumie 4mld $. Na przedświątecznych wyprzedażach sprzedawało się tyle sprzętu elektronicznego, a szczególnie telewizorów LCD, że ich po prostu... zabrakło. Kryzys? Nie rozśmieszajcie mnie!

Kilka tygodni temu usłyszałem kwintesencję amerykańskiego stylu życia. Rozmowę dwóch młodych Amerykanek. "Oj, sorry, ale nie mam ani centa, bo ostatnie swoje pieniądze wydałam na śniadanie". Jakby jakieś centy jej zostały, to wydałaby je na jakąś lunchową przekąskę z automatu, albo chociażby na kawę. Pieniędzy w USA po prostu się nie ma (ze względów praktycznych - bo często się gubią, a drobniaki są ciężkie, i ze względów bezpieczeństwa - bo posiadaczy gotówki się napada w celach rabunkowych). Posiada się zatem karty kredytowe, na których najczęściej też się nie ma pieniędzy, a debet. Tu zarabia się, by konsumować i by raz na jakiś czas spłacać coś ze swojego zadłużenia.

Gdy poszedłem do kasy w Kohl's regulować moje zadłużenie z karty wynoszące 39,56$ i dałem pani w kasie 50$, to ta nie mogła uwierzyć, że chcę zapłacić całość? CAŁOŚĆ? Ale przecież nie musisz wszystkiego płacić na raz, dziś, wystarczy zapłacić to wymagane minimum - 5$ i resztę możesz zapłacić w ciągu kolejnego miesiąca bez żadnych odsetek. Amerykanin oczywiście by przystał na taką propozycję, za pozostałe mu 35 dolarów kupił kolejny ciuszek w Kohl's albo poszedł na lunch i... I tym sposobem ulatnia się kilka miliardów dolarów dziennie.

USA mogłyby uratować Matki Polki!

Polskie matki i żony, które z jednej swojej lub męża pensji, albo emerytury babci potrafią zarówno opłacić czynsz, jak i wszystkie media, kupić coś do jedzenia, do ubrania, a także wyprawić dzieciaki do szkoły, wyciągnęłyby amerykańskie rodziny z kłopotów finansowych w kilka miesięcy. No, może w kilkanaście...

By nauczyć Amerykanów oszczędzać, gospodarować pieniędzmi, planować budżet, powstają specjalne reklamy telewizyjne, kampanie społeczne, strony internetowe, kursy! Chcesz oszczędzić 500 dolarów rocznie? Wyjadaj wszystko z lodówki na czas, bo statystyczna amerykańska rodzina wyrzuca przeterminowaną żywność za ponad 500$. Chcesz oszczędzić kolejne 1000 dolarów w ciągu roku? Rób sobie sam kawę w domu, a nie zatrzymuj się po nią rano w drodze do pracy w McDrive. Puszka, z której zrobisz 200 kubków kawy kosztuje mniej, niż 2-3 kawy w McDonalds, a dodatkowo zaoszczędzisz sporo na paliwie, gdyż nie musisz stać w kolejce przed okienkiem.

Oczywiście wracając do domu połowa tych zaganianych pań domu co niesie w ręku - kubek z kawą, którą kupiły sobie tuż pod domem w drodze powrotnej! Masz dużo dzieci (szczególnie synków), kup maszynkę do strzyżenia i zaoszczędź do 100$ miesięcznie na fryzjerze. Nie kupuj gazet, w których będą Cię kusić reklamami nowego sprzętu elektronicznego. Kupuj on-line. Zawsze czekaj do ostatniego momentu z zakupem czegoś droższego niż 100$ (tu ceny sprzętu i ubrań spadają lawinowo). Nie przykładaj uwagi do topowej marki, itp. Każdym zaoszczędzonym dolarem nakarm świnkę (skarbonkę).

Tu nie potrafią oszczędzać, czy chociażby ekonomicznie rozumować. Gdy widzę, jak przed automatem do liczenia bilonu stoi kobieta i wsypuje cały słoik drobniaków, by chwilę później maszyna wydrukowała jej bon na 128 dolarów, bo tyle było w bilonie, tzn. było 139$ i 40centów, ale 11,4$ kobieta musiała zapłacić maszynie za policzenie drobniaków... Na pewno nie zarabia 12dolarów na godzinę! A tyle właśnie straciła przez swoje lenistwo. 11,4$ w 3minuty. Pewnie pójdzie później do banku i wpłaci pieniądze na konto oszczędnościowe - będą musiały leżeć tam przez cztery lata, by odrobić jej lenistwo, czyli 8,9% (bo tyle zabiera maszyna za każdego przeliczonego dolara). Itd. Itp

Koniec amerykańskiego snu

Idę do kolegi, który rok temu miał jeden stacjonarny komputer, a dziś ma trzy komputery - bo żona chciała laptop, ale mały, bo duży który w międzyczasie kupili, był za ciężki. Tak więc on ma swój 15 calowy za 500$, żona swój 10 calowy za 400$, no i jeszcze stacjonarny, który trzeba przebudować lub kupić nowy, bo 2 letni to już przeżytek. Potrzeba dojechać w jakieś nieznane miejsce, kupuje się nawigację za kilkaset dolarów, a nie mapę za 2,99 czy darmowe wyznaczenie sobie trasy na MapQuest.

Zepsuje się coś, kupuje się nowe, bo szukanie ewentualnego mechanika i czekanie na naprawę jest trudniejsze niż wyprawa do sklepu. Chce się wydrukować coś na komputerze - nie idzie się do kolegi, który ma atrament w drukarce, ale za 30$ kupuje się drukarkę, albo za 50$ kupuje się urządzenie wielofunkcyjne. Trzeba, to się kupuje. Nie wysyła się tacie czy koledze do pracy, by wydrukował to na służbowym sprzęcie. Nie daje się materiałów do nauki komuś, kto w miejscu pracy ma darmowe ksero... A po co kserować, skoro książkę można kupić?

Poznałem amerykańskie rodziny, które stać jest na przeprowadzanie się za pracą. Nie chcą dojeżdżać 2godziny do nowej pracy, sprzedają dom i kupują go bliżej miejsca pracy, tudzież bliżej dobrej szkoły dla swych dzieci. Umiera dziadek, to kupuje się babci dom blisko jednej z jej córek, tak 2-3 domy od niej, bo zawsze jakiś dom w promieniu do 50metrów jest na sprzedaż. Jest zimno w Michigan, to wyjeżdża się na całą zimę do florydzkiego domu. Tak żyją emerytowani Amerykanie, z dwóch rodzin, z którymi się zaprzyjaźniłem. Jakiś kryzys może i był, tak samo jak była jakaś grypa AH1N1. Miało umrzeć na nią nawet 100 milionów chorych, zarażonych miało zostać 2 miliardy ludzi. Taaaaaaa... O wiele łatwiej było nakłamać o kryzysie (wystarczyło tylko pochować pieniądze), niż nakłamać o grypie - bo trudno jest naprodukować miliony zmarłych na grypę.


Obrazek
Avatar użytkownika
kiszka
 
Posty: 5600
Dołączył(a): Cz cze 24 2004, 00:00
Lokalizacja: Sanok

Powrót do Wiadomości...

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zalogowanych użytkowników i 5 gości

cron