Hej
Poczytałam sobie Wasze komentarze i miód polał się na moje serce :) Mój mąż nie jest zatem odosobnionym przypadkiem ale chyba najgorszym z najgorszych. Teściowa wychowała go na domowego lenia, przez 10 lat pracowałam wytrwale nad udoskonaleniem małża, udało mi się przyzwyczaić go do zmywania, mycia podłogi, mycia okien, gotowania. Ale po urodzeniu córki zbiesił się, skutkiem czego na dzień dzisiejszy:
- ja zmywam,
- ja odkurzam
- ja zmywam podłogę
- ja ścieram kurze,
- ja piorę
a dlaczego?, bo JA siedzę w domu z dzieckiem i nic nie robię :roll: a ON MUSI CHODZIĆ DO PRACY (a pracę ma taką że sam sobie jest szefem).
Przed porodem było bardzo fajnie, leżałam do góry brzuchem (6-9 miesiąc) a Paweł nie powiem, bardzo się starał: gotował, "sprzątał", był na każde zawołanie, łącznie z chodzeniem w nocy na stację benzynową po lody :lol: Czego nie mogę mu wyperswadować - rozrzucania brudnych ciuchów po mieszkaniu, rozstawiania po wszystkich pomieszczeniach szklanek, kubków, talerzy (zamiast wlać sobie następną porcję coli do szklanki, którą zostawił przed kompem, bierze kolejną z szafki :roll: ), jedzenia kanapek w biegu, na stojąco (kruszy na podłogę), jak robi kawę - rozsypie:
- kawę,
- cukier,
- rozleje wodę wlewając do kubka,
- brudną łyżeczkę zostawi na blacie (co mnie dokumentnie wkurza od lat).
Robi kanapkę, wszystkie produkty wyjęte z lodówki zostają na blacie, brudna deska z okruchami z chleba, ect...
Nie ma sposobu, groźbą, prośbą, nic nie wskuram.
Z 5 lat temu ogłosiłam strajk zlewozmywakowy i co? Wszystkie możliwe talerze, gary, kubki, sztućce, dosłownie wszystko co słuzy do przygotowywania i serwowania żarcia zostało zabrudzone, gniło w zlewie i na blatach, prosiłam każdego dnia, żeby pozmywał i posprzątał w kuchni.... trwało to 2 tygodnie (wyobraźcie sobie ten zapaszek :twisted: na szczęście to była ciepła wiosna okno w kuchni było otwarte 24 h). Jak nie było już na czym zjeść małż zabrał się za zmywanie....w wannie :lol: No i odniosłam mały sukces, jak ma zmywać Paweł to przygotowuje się do tej czynności 2 dni :wink:
Kiedyś brudne skarpetki zapakowałam mu z kanapkami do pracy, niestety dalej skarpetki walaja się po podłodze.
Dobry sposób wynalazła jedna kobitka - prosiła męża żeby wrzucał skarpetki do kosza na brudy, zero reakcji. Jak znalazła skarpetki wyrzucała je do śmieci. I tak chłop został w jednej parze i bardzo zdziwiony gdzie reszta - oduczył się. Mój niestety ma taki charakter, że ciężko mu się podporządkować :?
Eh...